poniedziałek, 26 marca 2012

Gail Carriger "Bezduszna" - od początku

Odgrzebałam, że miałam bloga o książkach. A ostatni post był sprzed pół roku. Postanowiłam zacząć jeszcze raz. Jeszcze raz wrzucę dwie w miarę wartościowe recenzje. I będę pisała regularnie. Trzymajcie za mnie kciuki :)
Długo zastanawiałam się jaką książkę powinnam zrecenzować na początek. W końcu zdecydowałam się na "Bezduszną" Gail Carriger. Opis wydawnictwa nie zachwycił mnie, no bo wilkołaki i wampiry jako członkowie społeczeństwa wiktoriańskiej Anglii? Nie jestem fanką tego okresu, a w epoce po "Zmierzchu" do wszystkiego wilkołaczo-wampirycznego trzeba podchodzić z dłuuugim kijem. A szkoda, bo lubię. Wilkołaki i wampiry.
Książka mnie zaskoczyła, bardzo szybko wsiąkłam w klimat i polubiłam postaci. Bohaterka, Alexia Tarabotti ma dwadzieścia sześć lat i jest starą panną. Nic zresztą dziwnego, jest to osoba niezależna,  inteligentna, mająca własne zdanie i niewachająca się go wyrażać. No i te włoskie korzenie. Jednak bohaterka nie przejmuje się tym i patrzy z dystansem na otaczający ją świat. Być może wynika to z tego, że dziewczyna nie ma duszy. Dzięki jej dotykowi wilkołaki i wampiry na chwile znów stają się ludźmi. Oryginalne, prawda?
Jednak poza ciekawym pomysłem na paranormalność (czy może ultrnaturalność?)głównej bohaterki książka ta ma mnóstwo innych zalet. Pozostałe postaci również są wyraziste i zapadają w pamięć, zarówno Lord Maccon (tak, to porządny Szkot jest), jak i do bólu mieszczańska rodzina Alexii.
Pani Carriger umiejętnie pokazuje zamożne warstwy społeczeństwa angielskiego epoki wiktoriańskiej. Robi to z wielkim poczuciem humoru - wielokrotnie parskałam śmiechem czytając opisy spotkań towarzyskich czy rozmowy przy stole w domu głównej bohaterki. Również wilkołaki i wampiry są bardzo wiktoriańskie. Bo kto to widział żeby wampir zapraszał pannę na kolację i wypuszczał nienadgryzioną? Albo wilkołak grzecznie wypełniający papierki. Jednak nie ma tak dobrze, zwyczaje ludzkie i wilkołacze różnią się od siebie na tyle, że dochodzi z ich powodu do różnych prześmiesznych sytuacji.
Humor jest zdecydowanie mocną stroną tej książki. Podobnie jak przedstawianie świata. Trzeba powiedzieć, że opisy zajmują w książce dużo miejsca. Dzięki nim mogłam dokładnie wyobrazić sobie stroje i wnętrza.
Trzeba dodać, że w "Bezdusznej" dużo się dzieje. Intryga (kto produkuje "nieautoryzowane" wampiry?) jest poprowadzona sprawnie i dynamicznie. Ładnie przeplata się ze wstawkami obyczajowymi. Choć sama domyśliłam się rozwiązania sprawy dość wcześnie, sposób, w jaki zostało napisane powoduje, że nie czuję niedosytu.
"Bezduszna" zaintrygowała mnie na tyle, że sięgnęłam po kolejne części przygód Alexii w oryginale. Cała seria ma zdecydowanie to coś. Szczerze polecam wszystkim zmęczonym kolejnymi klonami "Zmierzchu".
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Prószyński i Ska.

A teraz kilka słów od recenzentki. Wyszło jak dawno nie pisałam tekstu pozazawodowego. Strasznie się namęczyłam nad tą króciutką recenzją. A tyle rzeczy, które jeszcze mogłabym napisać o tej książce kłębi mi  się w głowie. Mam nadzieję, że nie jest tak źle, jak mi się wydaje że jest. Obiecuję pracować nad sobą, następne teksty będą lepsze i mam nadzieję, że ich napisanie przyjdzie mi łatwiej.

1 komentarz:

  1. Książka wspaniała, bardzo mi się podobała. Może dlatego,że uwielbiam wiktoriańską Anglię? Ach, te klimaty :)
    Zresztą, napisałam dlaczego tu: http://my-paper-paradise.blogspot.com/2012/07/bezduszna-gail-carriger.html
    Życzę powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń