środa, 28 sierpnia 2013

Katarzyna Michalak - Gra o Ferrin - bardzo zła książka

Ostatnio miałam duże szczęścia do książek - trafiałam praktycznie na same perełki takie jak Komuda, Peter V. Brett czy Orson Scott Card (wyjątkiem są książki Anety Jadowskiej - o ile Złodziej Dusz był znośny, to Bogowie muszą być szaleni zakrawa na grafomanię, recenzja już wkrótce). Stwierdzam, że po takiej serii przeczytanie złej książki boli znacznie bardziej. Taką złą książką okazała się pozycja Katarzyny Michalak Gra o Ferrin.
Jest to powieść fantasy z rodzaju, który nazywam "elfim". To znaczy jest zwykłą dziewczyna, która okazuje się obdarzoną super-hiper mocą jedyna nadzieją na przetrwanie klasycznego świata nigdy-nigdzie - Ferrinu. temu światu zagrażają jakieś straszne mroczne siły, które zrobią z nim jakieś straszne mroczne rzeczy (nie ustaliłam jakie, chyba chodziło o coś w rodzaju końca świata, cóż, jestem usprawiedliwiona, autorka też nie bardzo wiedziała). 
Ale do rzeczy, fabułę można streścić bardzo krótko. Bohaterka trafia do Ferrinu i nie wie co dalej. Nic dziwnego, ten świat to pomieszanie z poplątaniem - są elfy,. ludzie, gadające jednorożce (no dobrze, Ostatni Gadający Jednorożec), jacyś ludzie-smoki, a wszyscy źli, podstępni, zdemoralizowani i z mhrrroczną historią w tle. Na szczęście, chwilę później bohaterka dowiaduje się, że właśnie ma te hiper-super moce i w tym świecie nisi dźwięczne imię Anaela. Oraz że wszyscy ci źli obu płci chcą biednej małej zagubionej Anaeli. Na szczęście z różnych pobudek - połowa bohaterów chce uprawiać z nią seks, a reszta różnie - albo chcą ja zabić żeby zabić, albo zabić żeby ocalić Ferrin (niestety, nie zapadło mi w pamięć jak to miałoby ocalić Ferrin), albo zabić żeby przejąć jej ciało, albo coś tam jeszcze. Niestety, nie dowiaduje się (a z nią czytelnik) niczego więcej - ani na czym polega tytułowa gra, ani czego właściwie ona sama chce. Dopiero pod sam koniec okazuje się, że chce głównego złego, który wcale nie jest głównym złym, tylko skrzywdzonym itp. itd. (eh, te nagłe zwroty fabuły, rozwój postaci...) Wszystko to napisane niestrawnym językiem i zalane równie niestrawnym sosem heroic fantasy. Książka być może nadawałaby się dla zafascynowanej księżniczkami dziewczynki gdyby nie to, że autorka gdzie tylko może usiłuje wstawić sceny erotyczne. Są to bardzo źle napisane fragmenty książki.
Podsumowując, to książka klasy Z, zdecydowanie nie warta czasu, jaki na nią poświęciłam. Fabuła jest do bólu sztampowa, bohaterowie papierowi, a wykonanie na poziomie wypracowania ucznia gimnazjum.

(na okrasę ciekawostka na  temat autorki tego dzieUa)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Ebooki - czyli refleksja o blogu

Tyle czasu milczałam, to teraz sobie poszaleję. Będzie drugi post tego samego dnia. Jakiś czas temu, kiedy wymyśliłam że właściwie mogłabym założyć bloga o podróżach, lepszy połówek palnął mnie w wyimaginowaną główkę stwierdzając, że blogów to ja już sobie nazakładałam i teraz może wypadało by je prowadzić (to znaczy, dodawać posty częściej niż raz na rok). No to postanowiłam reanimować chociaż jeden blog. Ponieważ czytam dużo i zawzięcie, padło na Moją strefę. Przy okazji postanowiłam popatrzeć co słychać na blogach o książkach - co jest teraz modne (tzn. co przysyłają wydawnictwa) i czemu mam zaległości (aktualnie siedzę w fantastyce z lat 80-tych i podczytuję noblistów sprzed 10 lat :). Zwróciłam uwagę na to, że na kliku blogach są bardzo ładnie stylizowane zdjęcia książek ewidentnie robione przez recenzentki. Pozazdrościłam, pomyślałam, że też takie chcę. I uświadomiłam sobie, że niestety nie będzie. Bo kurka wodna czytam praktycznie wyłącznie ebooki, kocham mojego Kindla miłością wielką i nie zamienię go na najpiękniej wystylizowane zdjęcie książki. Nie i już. Choćby z tej przyczyny, że obecnie mam całą jedną półkę na książki, z której wysypuje się co nieco. I żadnych widoków na nową półkę. A na Kindlu zostało mi jeszcze 800mb wolnego.

Jacek Komuda - Czarna szabla

Jakiś czas temu zachciało mi się kresowych klimatów. I żeby były kontusze i szable. Interesujące, nigdy nie byłam miłośniczką akurat tego okresu i, choć uwielbiałam się uczyć historii, starałam się omijać go jak najszerszym łukiem. Być może dlatego, że wywołuje on we mnie stany depresyjne porównywalne z odczuciami gdy czytam o powstaniach w XIX wieku. No bo jak można mieć wszystko, co jest potrzebne do zbudowania stabilnego i silnego państwa i wszystko to stracić z powodu garstki zadufanych krzykaczy? Uffff, ulało mi się.
Skoro już wybrałam okres i region, zaczęłam poszukiwania TEJ książki. Jakoś nie miałam ochoty sięgać po Sienkiewicza. Uznałam, że ze współczesnych autorów najlepiej moim potrzebom będzie odpowiadał Jacek Komuda. Na tom "Czarna szabla" padło trochę przypadkiem. 
Czasem warto zaufać przypadkowi. "Czarna szabla" to kawałek porządnej literatury. Opowiadania są napisane sprawnie, starannie językowo i stylistycznie. Opis siedemnastowiecznych realiów jest bardzo barwny i plastyczny.
Fabuła kręci się głównie wokół przygód Jacka Dydyńskiego (w ostatnim opowiadaniu główna postacią jest jego syn - Jan). Trzeba powiedzieć, że to w żadnym wypadku nie jest wariacja na temat Trylogii - nie ma szlachetnych panów braci, delikatnych panien i podłych Kozaków. Praktycznie każda postać jest moralnie niejednoznaczna, każdy ma jakąś skazę, a kilka postaci w ostatecznym rozrachunku okazuje się lepszych niż można by sądzić na początku. Trzeba przyznać, że Komudzie udało się fantastycznie opisać charaktery postaci. Właściwie nic nie jest oczywiste, a opowiadania kończą się raczej nieprzewidywanie. Komuda umiejętnie połączył w opowiadaniach fikcję historyczną z elementami fantastyki i kryminału (np. w Nobile Verbum). Jest to połączenie bardzo wyważone, podkreślające duszna atmosferę opowiadań, wszechobecne przeczucie końca i rozpadu tamtego świata. Nie ma szczęśliwych zakończeń, bohaterowie z każdej z przygód wychodzą jeszcze bardzie poranieni.
Jeśli chodzi o rekomendację, to dość powiedzieć, że zamierzam sięgnąć po kolejna książkę tego autora - tom "Bohun".